Klaus Schultze - "Nowhere - Now here"
SCHULZE. KLAUS SCHULZE.
Nagranie, którym się z Wami dziś podzielę pochodzi ze złotego okresu twórczości tego niemieckiego klawiszowca, a konkretnie z roku 1977 i albumu "Body Love vol.2"
Nazywa się "Nowhere Now Here" i otwiera płytę. Imponująca jest sama długość trwania nagrania. W ówczesnych czasach zmieszczenie na jednej stronie winyla niemal 29 minut muzyki było nie lada technicznym wyzwaniem.
Pamiętam, że pierwszy raz to nagranie usłyszałem jako student w akademiku z ... akademickiego węzła. Wtedy. Wyobrażacie sobie? Jakość żadna, a i tak ciary były!
Bo co tu mamy?
Kapitalne wprowadzenie w typowy i zarazem nieziemski szulcowy trans z czasem rewelacyjnie podkreślony i dopasowany momentem wejścia, tempem i doborem ciepłego brzmienia perkusji w wykonaniu Haralda Grosskopfa.
Rozpływam się każdorazowo w tej pierwszej, niespiesznej fazie nagrania, wchłaniam się w bezmiar piękna pejzaży rysowanych klawiaturą, by za chwilę dać się (tradycyjnie zaskoczyć zmianą tempa, zawadiackim partiom syntezatorów, powykręcanym liniom melodycznym, pstrykom, sykom, świergotaniu, szemraniu... coś bajecznego.
A potem ten rozjaśniony, wiodący rytm pojawiający się niepostrzeżenie, przepięknie konkurujący z solowymi popisami w tle i coraz śmielej atakującą perkusją.
I ta drapieżna końcówka.
Jakież to jest kapitalne nagranie!
Nie ma co przedłużać. Robimy tak: siadamy w wygodnym fotelu, wygaszamy światło prawie do zera, nieobowiązkowe dobre winko, potencjometr +3 od standardu. Klik w komentarzu.
Za pół godziny świat będzie inny, piękniejszy.
Krzysztof